sobota, 29 maja 2010

Ufffff koszenie chwastownika powoli dobiega konca. Pozostaly mi jeszcze trzy przesla do skoszenia.
Trzy czwarte tylu kosilam juz po raz drugi. Zaczyna to wygladac jak ogrod lecz dzisiaj od rana znow leje i nici beda z pracy w ogrodzie. Wielka szkoda :(

środa, 26 maja 2010

Agata pamietala wczoraj o dniu matki. To bardzo mile z jej strony.
Pogoda ostatnich dni pozwolila mi na prace w ogrodzie. Jeszcze kilka dni a ukoncze koszenie wysokiej trawy.
Nie wiem co dzisiaj mam ze soba zrobic. Pogoda nieprzyjemna, zapowiada sie na deszcz, jest zimno. Co za paskudna wiosna. Czuje sie zle. Caly czas probuje zrozumiec postepowanie dzieci i nic. Gdyby czlowiek mial doswidczenie piecdziesieciolatka zapewne nie mialby dzieci. W kazdym razie ja na pewno nie. Moi rodzice byli paskudni dla mnie i dla siostry. Do konca ich dni staralam sie ich szanowac obojetnie co o nich myslalam. Wolalam nie przychodzic do rodzicow niz ich obrazac. psycholog tlumaczy to tym, ze oni byli mocniejsi ode mnie, ze mieli nade mna przewage a ja wobec swoich dzieci takowej nie mialam. Byc moze ale dlaczego to skutkowalo takim wstretnym ich zachowaniem????? Jestem pewnie zbyt glupia by to pojac. W koncu to ja jestem zla a moje dzieci sa idealami, ktore skrzywdzilam. Niewiadomo co by sie robilo dla dzieci to i tak zle, czy zatem w ogole warto cos dla nich robic???? Zazywam lekarstwa ale wydarzenia zeszlego roku nadal sa we mnie zywe,jakby to bylo wczoraj. Leki nic na to nie pomagaja. Koszenie trawy, pielegnowanie ogrodu to wszystko co moge robic by nie myslec. Wowczas jestem zbyt zmeczona by trwac w bolu. Odpoczywam od natretnych mysli, od moich dzieci. Potem wieczor, biore3 tabletke nasenna i spie i rowniez nie mysle. To sa jedyne chwile gdy zapominam o wszystkim. Dobrze, ze znalazlam milosc w psach, one daja mi to czego nigdy w zyciu nie otrzymalam, bezinteresowna milosc. Poprzednie psy zawiodlam, dzieci bez skrupulow je odda, tych na pewno nie zawiode. Za bardzo je kocham. Uwielbiam wieczorem przytulac sie do Baski i Dyzi . One cala soba pokazuja jak bardzo to kochaja. Psy to jedyna milosc mojego zycia od najmlodszych lat. To one wypelniaja we mnie luke, brak milosci. To one sa ze mna zawsze, dzien po dniu i nigdy nie narzekaja, zawsze sa przewidywalne, zawsze mnie kochaja i na pewno nie chca oddac mnie do domu dla bezdomnych jak moj syn. Cos sie we mnie zepsulo, nie umiem im tego wybaczyc. Zaczelam mieszkac obok nich nie z nimi.
A Agata klamie.....nie rozumiem dlaczego...zreszta, powoli zaczyna robic mi sie to obojetne. Niech klamie. Pewnie bedzie taka jak Dorota lub Grzesiek. Jest pod silnym ich wplywem.

poniedziałek, 24 maja 2010

Zlapalam sie dzisiaj na tym, iz zbyt mile zachowanie mojej najmlodszej corki oznacza "chce czegos". Byc moze sie myle i chcialabym sie mylic ale......Moj syn natomiast denerwuje mnie okrutnie swoja bezinteresownoscia w kwestii wyzywienia. Na zycie nic nie daje a rzre za trzech. Do tego wyciaga te lepsze kaski z lodowki nie pytajac czy ktos ma na to ochote. Wprawdzie za wiele tych dobroci w lodowce nie ma i tym bardziej jego zachowanie jest zwyczajnie obrzydliwe. Nie wiem czy jest taki glupi czy tez robi to specjalnie, ja w kazdym razie nie potrafie tego zrozumiec. Do tego jeszcze cos z chlodzeniem w samochodzie sie zepsulo i sama nie wiem skad wiac pieniadze. A wydatkow sie nazbieralo.

sobota, 22 maja 2010

Wczoraj, po poludniu, jeszcze cos moglam zrobic w ogrodzie. Dzisiaj nie zapowiada sie na to. Pochmurno i mokro. Niestety a szkoda bo trawa rosnie z dnia na dzien i coraz trudniej jest ja kosic. Ogladam w telewizji powodz i przypominam sobie 97 rok. To bylo okropne. Woda w jeden moment, gosc nie zdazyl uruchomic samochodu, zalala ulice,ktora zamienila sie w rwaca rzeke. Trzy czwarte Polski zalalo. Bardzo wspolczuje poszkodowanym ludziom.
Mnie zas przypomnialo sie jak to Agta szukala we mnie oznak alkoholiczki i wpadla na pomysl, iz to, ze wczesnie wstaje jest tego znakiem. Pewnie Dorota jej podszeptywala i nie wiem skad taka madra mysl wziela. Od zawsze wczesnie kladlam sie spac i wczesnie wstawalam i ta cecha na pewno nie oznacza alkoholizmu :). Na pytanie czy widziala mnie kiedys pijana odpowiedziala, ze tak, poniewaz kilka lat temu mowilam, ze jestem pijana :). No coz....mozna dziecku wcisnac wiele nieprawdziwych prawd. Dorota jest w tej dziedzinie mistrzem. Moj synus zas siedzi przed komputerem i wcina lodowke. Wczoraj Zajac wspomnial, ze gdyby byl Grzes to by pomogl w pracy w ogodzie :). Usmialam sie, moj synus stworzony jest do czystego sidzenie przed ekranem a nie do brudnej roboty w ogrodzie.
Zajac kiedys przyjezdzal i pracowal u mnie w ogrodzie. Przede wszystkim kosil trawe. Grzesiek mial mu wyjasnic jak to sie robi. I wyjasnil. Pouczal Zajaca by ten kosil na 5 a nie jak matka mowi na 1 (ustawienia kosiarki). Nie rozumiem skad mu sie wzial taki pomysl, to raczej oznaka glupoty a nie rozsadku i dobrego gospodarowania. Najgorsze i najbolesniejsze dla mnie jest to, ze moj syn nie wyrasta z glupoty tylko sie w niej pograza.
Po poludniu, jak wczoraj, wyszlo sonce i moglam cos zrobic w ogrodzie. Jestem z siebie bardzo dumna :) Jeszcze z miesiac dobrej pogody i mam trawnik jak na polu golfowym :)

środa, 19 maja 2010

Agata wczoraj poznym wieczoremn, wrocila z wycieczki. Juz w sumie spalam zatem nie rozmawialam z nia. Tak prawde mowiac nie mam ochoty na rozmowe z rozkapryszona i zaklamana nastolatka. Syn siedzial w domu ostatnie 2 dni gdyz byl.......chory. W sumie to spal caly czas i zarl. Zachowuje sie jak ten z wierszyka "na tapczanie siedzi len, nic nie robi caly dzien" :) i taki jerst moj synh. Nawet pies Agaty mu p[rzeszkadzalk i zamknal go w pokoju. Sama nie wiem kogo wychowalam a wychowalam, wychowalam. Dobrze, ze sama wychowywalam dzieci gdyz nie moge miec do nikogo pretensji jak tytlko do siebie. Mam za swoje. Wracajac do psa Agaty. To malusi york, sunia wazaca ok. 1,2-1,3 kg. Pracowalam na nia caly miesiac w Niemczech opiekujac sie niepelnosprawnymi starcami aby kupic Agacie tegoz pieska. Radosc byla niesamowita jej jak i moja. I piesek byl ok dopoki Agata nie wrocila w zeszlym roku z Niemiec,. Zbuntowana, wsciekla i rozgoryczona pod pretekstem cieczki zamknela psa na pol roku w swoim pokoju. Pies oczywiscie zdziczal i do dzisiaj nie wychodzi z pokoju. Rzem z jej kotami sraja i siusiaja wszedzie gdzie sie da. Agata stracila juz panowanie nad nimi i calkowicie zrezygnowala z radosci bycia z nimi. Ograniczyla swoje kontakty do podawania im jedzenia i picia. Psa i koty widzi tylko gdyz idzie spac poniewaz spia z nia. Bardzo szkoda mi tego pieska. To jest przemila dziewczynka, ktora Agta pewnego razu chciala oddac tylko ja sie sprzeciwilam choc teraz zaluje. Pies mialby godne warunki a nie jak w odosobnieniu. Zuzia nawet nie schodzi na schody natomiast gdy ja wzeme na sile na podworko jest okrutnie wystraszona. Zrezygnowalam z adaptowania jej na nowo, uwazam, ze to nie ma sensu. Pies sie boi a Agata ja olewa. Szkoda. Corka nie wychodzi z nia nawet na podworko. No, moze raz na miesiac.
W koncu nie pada. Skosilam znow kawalek tylu i reszte trawnika. Nawet udalo mi sie splantowac spora gorke ziemi. Tyl powolutku nabiera wygladu. Mam nadzieje, ze w tym roku uda mi sie skosic i wyrownac tyl a w przyszlym roku bede tylko kosic trawe i bede miala caly ogrod-trawnik. Nareszcie sie doczekal.
W dzisiejszym programie telewizyjnym pokazano mojego syna. Postac byla niemal identyczna.
Syn, w sadzie, zeznawal przeciwko ojcu i to w podlym stylu. Zupelnie jak Grzes w stosunku do mnie. W jednym momencie stanal mi w oczach obraz ze szpitala. Moj syn tak paskudnie sie wymadrzal, tak obrzydliwie mnie ponizal,ze nie zapomne tego obrazka do konca zycia. Potem jeszcze knol z Dorota przeciwko mnie, jak to razem z siostra zrobil ze mnie alkoholiczke, lekomanke i osobe niezrownowaznona, niemogaca stanowic o samej sobie. Doskonale pamietam jego wyzywajace spojrzenie, jego ponizajace traktowanie mojej osoby. Czul sie panem sytuacji, wydawalo mu sie, ze jest bogiem a caly czas jest na moim utrzymaniu. Jak to sie ma do jego zachowania??? Pamietam jak na moja prosbe kupil mi melatonine , potem zas, doslownie za moment, wrecz nakazl mi oddanie jej bo inaczej zglosi to lekarzowi. Nie wierzytlm, bylam pewna, ze zartuje. Nie, on nie zartowal. Zglosli to pielegniarkom i w ten sposob zmusil mnie do oddania tabletek, zupelnie zreszta nieszkodliwych. Wreszcie mogl decydowac za mnie, czuc sie w koncu doroslym a tak naprawde jest darmozjadem. Przykre ale prawdziwe. Prawie 24 letni syn moze zaimponowac tylko 15 letniej siostrze, smiechu warte. Pewnie ta siostra gdy dorosnie oceni jego postepowanie. Nawet Dorota nie chciala zalatwic mu pracy ani tez udostepnic swojego malego mieszkania. powiedziala mi otwarcie, ze nie chce wstydu, ze leniowi nie pomoze bo on tego nie doceni i na pewno nie bedzie pracowac. Jest glupi i nic tego nie zmieni. Przygladam sie synowi i nie moge pojac jego postepowania , jego sposobu myslenia, w sumie to braku myslenia. Jest beznadziejnym przypadkiem. Moze kiedys dorosnie ale to kiedys jest bardzo odlegle.

wtorek, 18 maja 2010

Ciagle pada, leje nie pada, wieje i jest zimno. Nie pamietam takiego maja jak zyje. Nie chce sie wychodzic z lozka a co dopiero na ogrod. Z pasmi tez nie wychodze gdyz wiecej szkody niz porzytku z tego wychodzenia. Tesknie za sloncem, za cieplem. Powinnam urodzic sie w goracych krajach tak kocham ciepelko, nawet wielkie ciepelko. Zaden upal mnie nie wystraszy, za to bardzo szybko marzne, fuj, nie znosze zimna. Ubieram sie wowczas jak cebulka i jestem baaaardzo gruba. I tak marzne. Teraz jest wlasnie zimno, mokro i bardzo nieprzyjemnie, wcale jak nie maj tylko listopad. Na poludniu kraju ludzie traca przez powodzie caly swoj dobytek, Niezmiernie mi ich zal. A padac bedzie nadal.

niedziela, 16 maja 2010

Pogoda pod psem, leje i wieje. Agata wlasnie wyjechala n a zielona szkole. Bedzie tam 3 dni i to paskudnie zimne i deszczowe dni. Wspolczuje jej. Ale jak na nastolatke przystalo wcale jej to nie przeszkadza. Pojecvhala pelna wigoru i xzadowoleniaq. To fajnie. Ciezko bylo mi wyciagnac z domowego budzetu 300 zl na wyjazd Agaty ale czego nie robi sie dla dziecka. W ogrodzie nic dzisiaj nie zrobie, wiuelka szkoda. Wczoraj troche skosilam i pewnie jutro cos mi sie uda. Mam taka nadzieje. Duzo mi nie zostalo ale to co zostalo jest najtrudniejsze do wykonania.
Pewnie juz wspominalam, ze mam mlodego owczarka niemieckiego. jest to wspaniala sunia po rodowodowych rodzicach. Piekna i zgrabna, niezwykle madra. Ten piesek to zywe srebro, to sama energia. Dobrze, ze jest ogrod i moze sie wybiegac ile dusza zapragnie. Bira, bo tak sie nazywa sunia, uwielbia ogrod, szczegolnie wykopki, ktore regularnie musze wyrownywac. Poza tym kocha porzadkowanie ogrodu konczacce sie znoszeniem wszystkich zdobyczy do ganku, pod drzwi. Sa to calkiem przerowne pzredmioty, sama nie wiem skad ona je bierze, jakies butelki, sloiki, cale konary drzew nie wylaczjac kamieni, czy workow foliowych. Nie jestem w stanie wymienic tego co znosi do domu. Jest ojkrutnie z tego zadowolona. Nie niszczy butow, ale tylko naszych. Nie daj boze jakies obce to juz wrog, trzeba je zjesc dla bezpieczenstwa domu. No i poranne znaleziska w salonie. To juz zakrawa na produkcje. Niemal codziennie znajduje wieeeeelkie kupy i powodz w pokoju. Upodobala sobie miejsce pod palma i tam prawie co noic, zalatwia sie. Do sprzatania potrzebne sa cale worki foliowe i kilka papierowych recznikow. To straszna jej przypadlosc, mam nadzieje, ze jak dorosnie to zaprzestanie bo jest to meczace i smierdzace. Wszystko jej mozna jednak wybaczyc gdy spojrzy na mnie swoimi wielkimi i okrutnie madrymi slepiami. Patrzy w taki sposob, ze wszystko we mnie topnieje. Patrzy jak by mowila "kocham cie najbardziej na swiecie a to sa tylko figle". i tak pewnie mowi. Gdy przyszla do domu byl problem wspolnego jedzenia z malymi psiakami. Szybko sie jednak nauczyla, ze do jedzenia moga podchodzic wszyscy nie tylko Bira. Coraz ladniej i delikatniej bawi sie z nimi, nawet ze szczeniakami potrafi sie bawic dopoki energia jej nie przeleje. Wowczas zaczyna szalec i wylatuje na podworko. Male psieski rowniez nauczyly sie obchodzic z wielkoludem. Wiedza kiedy uciekac a kiedy mozna sie bawic. Odwaznie rowniez ja atakuja gdy ta im przeszkadza. Przesmiesznie wyglada jak maly pies warczy a wielka Bira respektuje to. Dyzia urodzona przy Birze w ogole jej sie nie boi, uwaza tylko by ta jej niechcacy nie rozdeptala. Bira, bardzo inteligenty pies, nauczyla sie sygnalizowac chce powrotu z podworka. Nie wiem skad wie, w ktorym pokoju jestem, w kazdym razie zaglada do okna lub gdy jestem w kuchni drapie w drzwi. Drapie.... slady jej pazurow sa na calych drzwiach. Kocham tego olbrzyma :) jest przeslodkim psiakiem.

sobota, 15 maja 2010

Udalo mi sie wczoraj skosic trawnik. Deszcz przesztal padac i nawet kawalek tylu skosilam. Coraz trudniej kosi sie tyl. Trawa jest z dnia na dzien wyzsza i koszenie daje mi ostro w kosc ale uparlam sie i skosze. Jestem zawzietrym czlowiekiem. Ta cecha nie zawsze jest dobra. Jak upre sie, ze cos zrobie to systematycznie z uporem daze do konca. I to jest dobre, natomiast w stosunku do ludzi powinnam wyrugowac te przypadlosc. Nie potrafie, nawet w stosunku do dzieci nie udaje mi sie zrezygnowac z zawzietosci. Jak juz wczesniej wspomnialam, jestem ulegla osoba w stosunku do bliskich i pozwalam na bardzo wiele, co jest oczywiscie zle. Powinnam wytyczac granice i nie pozwalac na wiecej. Ja jednak uwazam, ze dzieci to mlodsi partnerzy i wolno im prawie wszystko. Moje dzieci nie potrafily uszanowac granicy, wielokrotnie ja przerkraczaly a ja im wybaczalam. Te granice przekroczyly zbyr wiele razy, upakarzajac mnie, niszczac , wdeptujac w ziemie i chcac nawet ubezwlasnowolnic. I to spowodowalo, ze zamknelo sie cos we mnie, ze juz nie ma wybacenia, ze stwardnialam tak bardzo, iz nie jestem w stanie nawet patrzec na nich. Wiem,ze to moja wina, na zbyt wiele pozwalalam, uwazajac ich za doroslych. Zemscilo sie to na mnie , stracilam dwie corki i nie chce walczyc o syna. Nie chce uczestniczyc w ich zyciu, nie chce nic o nich wiedziec. Na sama mysl o tym, ze moga byc blisko mnie, dostaje drgawek. Ich knowania przeciwko mnie, ich postepowanie w stosunku do mnie spowodowalo, ze nie chce ich, ze dobrze mi samej. Boje sie bolu, ktory mi zadali, boje sie nawet wspomnien, ktore wywoluja u mnie niemal wymioty. Pamiertam , bedac w Mansfeld, jak Dorota przyniosla mi pieniadze i taka dumna, wielka dawala mi je niczym najgorszemu pracownikowi, jakbym byla pomiotlem. Z taka duma mowila " to od mojego nazeczonego, on uwazal, ze nalezy mi sie wiecej i tak tez mi dal" . Mowila tak nieszczerze, tak obludnie, ze czulam sie jak podnozek. Obrzydliwie obnosila sie z tym starym tureckim dziadem. W koncu jej nazeczony to moj rowiesnik :) majacy zone i do tego gromadke (czworke) dzieci. Nie potrafie opowiedziec swoich uczuc slowami. Dorota koniecznie chciala pokazas swoja wyzszosc nade mna, mozliwosc decydowania za amnie co oczywiscie nie bylo prawda. Od pazdziernika zeszlego roku nie widzialam jej i miesiac pozniej przestalam z nia rozmawiac. Pamietam jak po szpitalu wydzwaniala dfo mnie wyzywajac mnie od najgorszych, od alkoholiczek i lekomanek. To bylo obrzydliwe. Pokazala na co ja stac, jaka naprade jest. Nie chce z nia rozmawiac, nie chce jej widywac. Dobrze, ze mieszka tak daleko i nie chce przyjezdzac do Polski. Syna musialam usadzic policja, Dopiero wowczas przestal sie znecac nade mna psychicznie i kto wie czy znie posunalby sie do fizycznych metod. On jest okrutny przy tym bardzo glupi i porywczy. Juz nie interesuje mnie jego zycie, nie interesuje mni jak topii sie w swojej glupocie, jak krok po kroku cofa sie, nic co jest z nim zwiazane. Jest bo boi sie byc samemu, bo boi sie wyprowadzic z domu i zaczac samodzielne zycie. Boi sie ode mnie odejsc bo jestem jego wsparciem materialnym. A tak wykrzykiwal w mansfelf,ze gdyby nie on to bym juz zginela, ze tylko dzieki niemu jestem, ze jestem od niego zalezna. Zycie sie msci, ja to wiem oni jeszcze nie. Wiem jednak, ze szybko sie o tym przekonaja, z takim podejsciem do zycie, bez szacunku do nikogo, bez odrobiny tolerancji ....dlugo tak sie nie da zyc bez konsekwencji. Z Agata niby jest w porzadku, wiem, ze rozmawia z Dorota , czuje to po jej zachowaniu, jest wowczas bezduszna i pogardliwa, zlosci ja wszystko co sie dzieje, moja obecnosc, psy i sama nie wiem co jeszcze.Mam jeszcze tylko nadzieje, ze gdy w koncu dorosnie gdy minie jej wiek nastolatki, zrozumie jaka jest prawda.Moze...... a moze nie. Wiem tez, ze jak na nastolatka przystalo, ma pelno problemow, z ktorymi sobie nie radzi a Dorota jest kiepskim doradca.
Ufff...znow skosilam kawalek tylu. Powoli, powoli i uda mi sie wyrownac caly chwastownik. Przeszlo polowe juz mam za soba. Licze na przesla plotu, prawie 10 mam skoszonych i pozostalo do konca ciut ponad 6. Uparlam sie i skosze. Bedzie troche problemow z wyrownaaniem terenu, same gorki i doliny. Zajac ma na poczatku czerwca urlop to go do tego zagonie. Musze tez wyrzucac smieci , ktore w zeszlym roku dzieci pozostawily z tylu, ich kaprawy ogrodnik. Cale kawalki drewna porozrzucane po calym ogrodzie i smieci jeszcze z przepiorek, sporo zlomu i gruzu. Mam co robic i zrobie. Za dwa lata z tylu bedzie piekny trwanik. Moze jeszcze w tym roku zaczne sadzic krzewy i ogrod sie powiekszy.

czwartek, 13 maja 2010

Pogoda nie odpuszcza. Z jednej strony dobrze, ze pada bo wszystko pieknie rosnie z drugiej, jest paskudnie i zimno. Wczoraj nic w ogrodzie nie zrobilam, dzisiaj sie tez zapowiada wielkie nic. Szkoda. Jak nie bedzie lalo do 10 to pojde cos skosic.
Agata cos zle sie czuje i nie idzie do szkoly. Lepiej zeby odsiedziala w domu niz powaznie sie rozchorowala. Ma przeszlo 15 lat a jednak to mala dziewczynka i do tego okropnie zbuntowana no i klamie. Bardzo mnie to boli i nie potrafie nic na to poradzic.Po co klamie? Tak dla szpanu, dla formy, dla samej sztuki klamiania?. Mam juz dosyc zbuntowanych malotaow, przeszlam ich troche , wiem jednak, ze musze to wytrzymac, ze musz wykrzesac z siebie cierpliwosc i zrozumienie choc to teraz jest dla mnie bardzo trudne. Nie moge zabrac jej tej szansy, ktora mialo jej rodzenstwo. Wprawdzie z ich relacji byla paskudna matka ale to nie jest prawda. Dorota wmowila im taka wersje wspomagajac sie ostatnimi miesiacami gdy juz dopadla mnie depresja z nerwica. Nie pamieta juz jaka byla trudna i niedobra dorastajac. Jak czesto musialam przemilczec jej ciete i niewybredne docinki. Dorota byla niezadowolona doslownie ze wszystkiego, wszystko ja denerwowalo i bylo zle. Tylko ona wiedziala jak powinno byc i na kazdym kroku mi to przypominala. Coz, pamieta sie to co sie chce pamietac. Pewnie kiedys, gdy sama bedzie miala zbuntowanego nastolatka to zauwazy, jest to jednak daleka przyszlosc. Jak na razie to na gg wydaje jej sie ,ze ma dziecko, Agate. A dla Agaty starsza siostra w tej chwili jest wazniejsza ode mnie. Jedyne co mi sie udalo w wychowaniu dzieci to wiez, ktora ich laczy. Moze to i dobrze, moze dac sobie spokoj z nadziejami zwiazanymi z Agata i zajac sie tylko soba.....moze dac sobie w ogole spokoj z dziecmi i wykreslic je ze swego zycia....mam na to czasami wielka ochote ale one sa i nic tego nie zmieni. Sa i zadaja mi bol, sa i daja o sobie znac, sa i powoli obojetnieja mi. To przykre, jednak to oni sie bardzo o to starali, szczegolnie Dorocie zalezalo na zniszczeniu mnie, Dorocie, ktora uwazalam za najwieksza przyjaciolke, za najwazniejsza osobe w moim zyciu. Teraz wiem, ze psycholog miala racje, raz, ze z dzieci nie zrobi sie przyjaciol, dwa, towarzystwo, w jakim sie obracala, sicagnelo ja w dol. Nie umiala sie utrzymac na swoim poziomie i pozwolila sie znizyc do ich poziomu i sposobu myslenia. To wszystko spowodowaloto, iz moj bol jest wiekszy, glebszy, ze wryl sie w moje serce i nie moze sie z niego wydostac. Nie umiem sobie z tym poradzic mimo lekow, ktore biore. Pewnie czas zaleczy rany, wiem, ze pozostanie blizna, tak jak po Majce. Czasami sie zastanawiam dlaczego to wlasnie ja, dlaczego to wlasnie mnie spotkalo????? Nie ufam dzieciom, nie ufam ludziom. To efekt moich doswiadczen zyciowych. Chcesz liczyc licz na siebie. Powoli sie przestawiam na ten sposob myslenia, jest mi trudno, bardzo trudno bo w koncu oni byli calym moim zyciem......Musze nauczyc sie myslec tylko o sobie. Kochac siebie, dbac o siebie, kupowac sobie. Jestem mloda, mam zgrabna sylwetke, wygladam na lat 30, czuje sie mlodo i zawsze tak bedzie a ja zaczelam robic to co przed szpitalem. Dzieci, dla dzieci o dzieciach. NIE !!!!! Od dzisiaj koniec. Jestem tylko JA i moje PSY i ogrod . Dzieci sa drugorzedne i juz!!!!!!!

Leje i leje. Dzisiaj chyba nic nie zrobie w ogrodzie. Szkoda, bardzo chcialabym ukoncvzyc koszenie tylu, To paskudnie ciezka praca ale jaka satysfakcjonujaca :).

środa, 12 maja 2010

Dzisiaj mialo byc deszczowo i zimno. W sumie jest deszczowo lecz callkiem cieplo, wrecz parno. Rano zdazylam skosic kawalek chaszczy z tylu. Do poudnia nie padalo.
Agata wyszla rano do szkoly nie mowiac ani slowa. Pewnie zapomniala, tyle ma swoich problemow.
Grzesiek jak zwykle, siedzi , pewnie u Dziunia i baki zbija w internecie. Alez on jest leniwy. Grzesiek to beznadziejny przypadek. Moze kiedys dorosnie.....z dnia na dzien, z miesiaca na miesiac trace te nadzieje ale wiem jendo, zycie samo go pogoni w dorastaniu.

poniedziałek, 10 maja 2010

Pogoda nadal pod psem. Nie moge kosic trawnika. Dostalam jakiej obsesji na punkcie ogrodu. Chce by wygladal jeszcze piekniej. Trawnik rzeczywiscie dochodzi do normy po zeszlorocznych ekscesach moich dzieci. Doprota, jak zwykle najmadrzejsza, wpadla na pomysl by zawolac ogrodnika by przycial drzewa. Owszem pezycial, dowiem kolokwialnie, przy samej dupie. i zostawil galezie na trawniku. Oczywiscie moj bardzo pracowity syn, nie ruszyl niczego i tak to lezalo miesiac. To wystarczylo by trawnik zwyczajnie zgnil. Jak wrocilam ze szpitala zobaczylam pobojowisko, wygladalo to jakby nikt tu nie mieszkal conajmniej od roku. Dopiero w tym roku trawnik udalo mi sie doprowadzic do porzadku. Chcialabym rowniez wykosic busz z tylu ogrodu i zalozyc trawnik, posadzic powoli drzewa by wygladalo tak pieknie jak przod. No coz , pogfoda nie sprzyja, padsa i pada a trawnik rosnie nie mowiac nic o chwastach za budynkiem gospodarczym. Dam rade. Pozostala mi do skoszenia jedynie polowa chwastow. To juz cos.
Wczoraj Agata zdecydowala, ze jedzie na zielona szkole. Napisala smsa, ze trzeba doplacic 250 zl. W tej chwili jest to dla mnie bardzo duza kwota ale corka chce mama daje. Agata wie, ze jest to trudne foinansowo dla mnie i mialam nadzieje, ze doceni to i chociaz podziekuje. Nie, wziela pieniadze z biurka i n ie uslyszalam nic. Po chwili upomnialam sie o calusa no i dostalam cos co przypominalo masz i odczep sie a mina troche jakby z niechecia. Zrobilo mi sie przykro. Myslalam, ze sie ucieszy, ze wygrzebalam dla niej pieniadze, ze doceni to , zachowala sie jednak jak rasowa nastolatka. Mam nadzieje, ze to jest powodem brzydkiego jej zachowania. Kocham ja bardzo ale , po zeszlorocznych dosowiadczeniach, trudno jest mi uwierzyc, ze Agata bedzie inna a tak bardzo bym chciala. Corka traktuje mnie jak zlo konieczne i z obojetnoscia. Moze przejsc obok mnie i nawet na mnie nie spojrzec. Bardzo rzadko opowiada mi o szkole o swoich przygodach. Z Grzeskiem smieje sie i calymi dniami moze z nim przebywac ja zas jestem cieniem. To przykre, mniemam , ze jej to w koncu przejdzie.

niedziela, 9 maja 2010

Znow leje. A wlasnie zaczelam kosic zarosniety tyl ogrodu. Ten tyl to w sumie polowa mojego ogrodu. Jest on duzy gdyz ma 3300qm. Odkad hodowalam przepiorki tyl ogrodu zmienil sie w gaszcz chwastow.. W tym roku postanowilam wykosic aly chwastownik i urzadzic dalszy ciag ogrodu. Kocham swoj ogrod, jest naprawde piekny. Ma przede wszystkim charakter. Przypomina park, w ktorym mozna odpoczywac i zapomniec o swoich problemach. Jest bardzo duzo zieleni o roznym odcieniu, ciagnaca sie wzdluz ogrodu droga tonie w drzewach, ktore koronami zamykaja nad nia swoj parasol. Uwielbiam w lecie spacerowac po niej tam i z powrotem. W tym roku moj trawnik wyglada jak trawnik. Po 2 latach nieobecnosci, zarosl jak tyl ogrodu, dzungla, chwasty i odrosty na wysokosc czlowieka. Mialam bardzo duzo pracy by przywrocic ogrodowi poprzedni wyglad. Teraz z roku na rok moj ogrod jest coraz piekniejszy. Siadam sobie czasami na duzej, drewnianej hustawce i patrze na cudowna zielen. Uspakaja mnie to, przynosi zapomnienie. Wychowalam sie w domku z ogrode. Dla mnie to normalnosc i nie wyobrazam sobie mieszkania w bloku, byc zamnkieta w czterech scianach nie mogac wyjsc do ogrodu. Dla mnie bylby to koniec., udusilabym sie ta mala powierzchnia. Moj dom wprawdzie nie nalezy do najwiekszych i najpiekniejszych. Wymaga remontu. W zeszlym roku , dzieki pomocy finansowej Doroty, polozylam czerwony dach, wymienilam na gorze stare okna, ocieplilam styropianem i polozylam nowy, piekny, bialya tynk. Gdy robotnicy skonczyli swoja prace nie moglam uwierzyc ,ze tak pieknie wyglada. Jest to bardzO nietypowy dom, sama wymyslalam jego architekture. Jednym bokiem przylega do granicy ogrodu i ciagnie sie na przestrzeni ok. 25 m. Staralam sie by dom byl dosyc duzy nie zabierajac przy tym ogrodu. I udalo sie. Dom wyglada na niewielki a ogrod na wielki. Powinnam jeszcze zrobic remont wnetrza ale teraz na pewno nie bede miec na top pieniedzy. Mysle jednak o tym intensywnie i zapewne w koncu wyremontuje dom do konca. Siedzac sobie na hustawce przypominam swoje dziecinstwo. Bylo pelno zieleni wokolo, droga potwornie dziurawa, samochody prawie nie jezdzily. Na ulicy bawilismy sie , jezdzilismy rowerkiem. Tak rowerkiem, jednym. Jakis dzieciak dostaw rowerek ale jezdzizli na nim wszyscy. Musialo to smiesznie wygladac, jeden jezdizl a cala zgraja dzieciakow biegla za nim. Rowerek byl na 4 kolach i byl maly, jak dla malych dzieci. My bylismy juz troche wieksi ale radocha byla tak wielka, ze nikt nie odmowil sobie jazdy na nim. Na calych fragmentach ulicy rysowalismy rozne gry, skakalismy na skakance. Patrzac teraz na swoje dziecinstwo stwierdzam, ze wyroslam we wspanialych warunkach. W miescie jest to obecnie zupelnie niemozliwe. Pamietam nawet gruzy na Biskupinie. Utrwali mi sie w pamieci wrobelek siedzascy na krzakach wsrod gruzow. Potem wybudowali tam trzy bloki dla tramwajarzy. Z tylu ogrodu rodzicow ciagnal sie przepiekny, dziki park. Tam w lecie czesto sie bawilismy, rodzice rozkladali koc i opalalismy sie. Pamietam to jak by to bylo wczoraj. Rodzice nie mieli czasu na to by nami sie zajac wiec robilysmy co dusza zapragnie. Tak prawde mowiac to wychowalam sie sama, na ulicy i parku, w miastowej dziczy. Jak mialam lat kilka, chodzilam jeszcze do przedszkola rodzice wybrali sie z nami na wycieczke statakiem po Odrze. Statek zatrzymal sie w jakim miejscu i wszyscy wyszli na piknik. Ja w tym czasie nalapalam jaszczurek zwinek do sloika. To bylo niesamowiete, Te jaszczurki sa niezwykle szybkie a ja taki szkrab i umialama je zlapac. Lapalam wszysstko co sie dalo zlapac, jaszczurki, wiewiorkiu, nawet czeczotke potrafilam zlapac. Mam niezwykle dobry refleks od najmlodszych lat. Owe jaszczurki postanowilam hodowac. Wlozylam je do starego akwarium sasiada lezacego w ogrodzie. A ze akwarium bylo dziurawe jaszczurki uciekly. Bylam bardzo zawiedziona po powrocie z przedszola,. ze jaszczurek juz nie ma. Urodzilam sie z zamilowaniewm do zwierzat. Bylo tak silne, ze przygarnialam wszystko co sie dalo, wypadniete ptaszki z gniazda probowalam karmic, zawsze z paskudnym skutkie, myszy w starej poniemieckiej pralce (skrzynia z bednem), koty w sasioada budzie, psy wbakamerze sprzataczki z bloku. W dzielnicy sasiedzi nazywali mnie psia mama. Rodzice nie mogli sie opedzic od moich ziwrzat i konsekwentnie nie pozwalali mi na przyprowadzenie ich do domu. Bardzo tego zalowalam. Kiedys, gdy zaczelam chodzic do szkoly zaprzyjaznilam sie z niewielkim, rudym psem. Nazwalam go Misu. Tak zrzylam sie z nim, ze pies odprowadzal mnie do szkoly, czekal az skoncze lekcje i wracal ze mna do domu. W koncu rodzice pozweolili mi na przyprowadzenie go do domu ale tylko po to by podczas mojej nieobecnosci zawolac hycla. Jkaz byla moja rozpacz gdy wrocila a psa nie bylo. To co zrobili rodzice bylo bardzo okrutne, tak okrutne jak postepek moich dzieci. Zastanawiam sie czasami dlaczego moje zycie jest pelne niepowodzen, pelne zawodow i depresji. Moi rodzice byli paskudnymi rodzicacmi, oni nie powinni miec dzieci. Wybieralam beznadziejnych partnerow, nie powinnam z nimi byc, moje dzieci robia wszystko by uprzykrzyc mi zycie. krotko mowiac, wszyscy, ktorych kocham lub kochalam zawodzili mnie. Moze we mnie jest cos nie tak, moze to we mnie tkwi problem. Moze psycholog ma racje, moja tolerancja jest posunieta do glupoty???? MOja matka byla zla matka, bila, wyzywala, klamala, oszukiwala i nie umiala kochac. Nigdy nie bylam przytulana, nigdy nie powiedziala, ze mnie kocha. Jednak nigdy w swoim doroslym zyciu nie powiedzialam jej nic zlego, staralam sie ja szanowac i okazywac zainteresowanie. Nie wiem czy sprawialo jej to przyjemnosc, nigdy mi nie powiedziala. Tak naprawde to nie kochalam swojej matki. Jej sie nie dalo kochac, tak trudny miala charakter. Jest wiele rzeczy, ktorych nie powinnam jej wybaczyc a jednak wybaczylam. Jak psycholog powiedziala, ja to beznadziejny przypadek. I juz chyba sie nie zmienie. Agacie rowniez wszystko mozna. I boje sie, ze bedzie tak samo jak z reszta dzieci. Moze nie....marze o tym by nie. Zamilowania do zwirzat nie odziedziczylo zadne z moich dzieci chociaz Agata ma psa i 2 koty.
Druga moja miloscia (oprocz zwierzat) byly ksiazki. Czytalam po ksiazce dziennie. Czytajac uczestniczylam w akcji ksiazki, przezywalam perypetie bohaterow, zylam ksiazka. Sama nie wiem ile ksiazek pzreczytala, byl Kraszewski, byl Sienkiewicz, byl prus, byl May i wielu czolowycgh, dzisiaj juz zapomnianych swiatowych pisarzy. Bylam Indianka, bylam kurtyzana, ksiazniczka i kazda z zpostaci Nawet probowalam pisac swoje ksiazki. Pierwsza napisalam w 1 klasie szkoly podstawowej. Poterm nastepna i nastepna. Jednak zadnej nigdy nie sakonczylam. Mysle, ze gdyby nie ksiazki, moja bardzo ufna i delikatna psychika zginelaby w rzeczywistosci. BYlam dziwnym dzieckiem. Z jednej strony bardzo samodzielna dziewczynka, rezolutna i energiczna z drugiej niepoprawna marzycielka zyjaca w swiecie ksiazek i zwierzat. To Dziwne polaczenie osobowosci nie Mienilo sie do dzisiaj. Moze moje narzenia sa juz bardzo okrojone ale sa, jestem indywidualistka bardzo zaradna, tak jak mowili o mojej babci Peczakowej, ze z niczego ugotuje obiad, tak i ja potrafie, z nieczego utrzymac dom.uwazam, ze jestem do niej bardzo podobna. Zwierzeta sa moja nierozdzielna czescia zycia. Zawsze bylo ich duzo. Hodowalam juz prawie wszystko i malo atego potrafilam rozmnazac gatunki trudne do rozmnozenia. Doszlam do takiej umiejetnosci hodowli, iz widzac zwierze umialam dostosowac warunki do jego hodowli, oczywiscie najczewsciej pomyslnie. No i kwiaty, kocham kwiaty. W domu zawsze bylo ich duzo. Po powrocie ze szpitala zastalam pusty dom nie tylko nie bylo zwierzat ale tez nie bylo moich kwiatow, kwiatow, ktore byly juz pamiatkami, kwiatow, ktore towarzyszyly mi od urodzenia Grzeska i wczesniej. Dorota jest bardzo okrutnym czlowiekiem skoro nawet oddala moje ukochane kwiaty. No coz, taka juz jest i na pewno sie nie zmieni. Ludzie sie nie zmieniaja, utrwalaja tylko swoje cechy charakteru. Przychodza na swiat juz zaprogramowani i tylko rosna rozwijajac swoje umiejetnosci. Jedni kradna, inni sa naukowcami a jeszcze inni zupelnymi przecietniakami. Zawsze marzylam o tym by byc bogata, bym mogla spelniac swoje marzenia, nigdy nie bylam i chyba nie bede. Nie wiem od czego zalezy to iz jedni sa bogaci inni nie, jedni rodza sie w bogatych rodzinach inni nawet nie maja na prad. Zastanawiam sie od czego to zalezy i do niczego nie doszlam. Nie wiem. Zawsze bylam finansowym sredniakiem na miare polskich warukow, nie wiem jakim cudem kupilaam mieszkanie, dom, drugi dom. Nie rozumiem jak to zrobilam. Jako ze natura obdarzyla manie wielka zaradnoscia zawsze dawalam sobie rade. Wolalabym jednak urodzic sie w bogatej rodzinie i zyc bez finansowych stresow. Niestety tak sie nie stalo.

piątek, 7 maja 2010

Moim jedynym i najwiekszym chyba szczesciem jest fakt, ze mialam wzglednie normalnego ojca. Mozna mu zarzucic wszystko tylko nie molestowanie swoich corek. Teraz, gdy slysze takie historie ciesze sie, ze nie mam tak podlych doswiadczen. Wprawdzie moja corka Dorota oskarza ojca Agaty o molestowanie ale ja wiem, ze to jej wymyl jak wiele innych, ktore moga zwrocic na nia uwage. Jacek, owszem, zauwazal atrybuty Doroty figury lecz nie molestowal jej. Wyczulabym to tak jak wyczulam to co robia z Majka. Nie dopuszczalam tego do swojej swiadomosci ale doskonale wiedzialam co robia, jak Majka mnie oklamuje, z jak wielkim zaangazowaniem podtrzymuje zwiazek z Jackiem. Ale Jacka nie interesowala Dorota ta zas byla troche tym zdegustowana i wymyslila molestowanie. Nie wiem dlaczego tak bardzo chciala byc w centrum uwagi i to najlepiej z wielklim wspolczuciem dla niej. Chorowala chyba na wszystko. Pamietam jak w liceum npowodem nieobecnosci w szkole Doroty podalam wrzody rzoladka (tak sobie strzelilam) to rozchorpowala sie na wrzody i miala do mnie pretensje, ze jej nie wierze. yalam jej pojsc do lekarya i po wsyelkich badaniach okayalo sie, ye nic jej nie jerst. To wymyslila sobie nastepna dolegliwosc i tak do dzisiaj. Identycznie zachowywala sie tesciowa, babcia Doroty. Ta, odkad ja znalam, byla zawsze chora. Mogla jednak dymic po 3 lub wiecej paczek paskudnych, najtanszych papierosow klubowych. Dorota odziedziczyla po niej sklonnosci do chorob urojonych. Urojone choroby Tomka byly rzadkie i pochodzily od alkoholizmu, Magda zas, jego siostra, byla ciagle chora jak jej matka, tesciowa Janeczka. Grzegorz nie choruje ale reszta naturyt jest tak paskudna jak Magdy. Wychowujesz dzieci i sama nie wiesz kogo wychowujesz. Z wielkim przerazeniem patrze na to jakich ludzi wychowalam, jak bardzo bezdusznych i egoistycznych. Mam jeszcze nadzieje, ze Agata nie bedzie taka jak reszta rodzenstaw. Jest bardzo do mnie podobna i to jest promyczkiem nadziei. Czasami mysle, ze to ja jestem nienormalna, ze to ja jestem ta zla. Jednak to co zrobilam dla nich, to jak bardzo ich kochalam i ufalam, to ze traktowalam ich jak swoich przyjaciol nie dzieci chyba nie swiadczy o mnie zle. To sa moje bledy, bo jak powiedziala psycholog, dzieci nie moga byc przyjaciolmi. Tego nie rozumiem. Bardzo bylabym szczesliwa gdyby moi rodzice uwazali mnie za przyjaciela. Tak jednak nie bylo a moj sposob traktowania dzieci nie przyniosl nic dobrego.

środa, 5 maja 2010

Jest paskudna pogoda. Zimno i pada deszcz. Dobrze, ze zakleilam dach w garazu i nie cieknie. tacy dobrzy fachowcy go robili, ze sama musialam go naprawic. Oczywiscie kazdy wial pieniadze. Tak pada, ze musialam wziac Bire do domu. Bira to wspanialy 7 miesieczny owczarek niemiecki. Jest bardzo inteligenta ma za duzo eneregii. Wszedzie jej pelno i wszedzie pelno jej pozbieranych z ogrodu, smieci. Wszystkie solary mi wyrwala z ziemi i przymniosla w stanie rozkladu, do domu. Mimo to jest bardzo kochanym psiakiem. Kiedys w koncu wyrosnie z psot. Wychowuje sie z malymi psiakami. Mysli, ze jest taka mala jak one i ze wszedzie wlezie :). Nasjchetniej weszlaby na kolana jak maluchy. Wlasnie pisze ze mna mala Dyzia. To yorczek wykarmiony przeze mnie prawie od urodzenia. Byla tak mala, waga urodzeniowa ok. 70 g, ze nie miala sily sie dopchac do cycka mamy. Musialam ja wykarmic i zostala ze mna. Nie sprzedam jej za zadne pieniadze. Mala Dyzia wazy teraz 700 g i ma 3,5 miesiaca. Mysle, ze bedzie wazyc ok. 1 kg gdy dorosnie. Moja sliczna i cudowna Dyzia do tego okrutnie rozpieszczona. W nocy spi od zawsze ze mna w lozku, w dzien za koszulka. Jest bardzo kochana, bardzo. Wlasnie znudzila sie pisaniem bloga i zasnela :). Najfajniejszy jest dzeciak Basi. Basia to moj nastepny ukochany piesek, chihuahua. Jest przemila i bardzo kochana sunia. Ma wspanialy, spokojny i bardzo zrowenowazony charakter. Przez moja nieuwage pokryl ja piesek i zbyt wczesnie miala dzieci. Urodzily sie dwa szczeniaki, jeden jednak byl zbyt slaby by zyc, pozostal jeden ale za to jaki. Basia tak mnie kocha i spanie w lozku, ze zaraz po urodzeniu szczeniat przyniosla mi do lozka malucha i tak spi ze mna do dzisiaj. Gdy bedzie samodzielny bede musiala Grubegoi sprzedac. Trudno bedzie sie z nim rozstac gdyz jest bardzo kochanym pieskiem. Wiem jednak, ze nie m oze zostac w domu.
Bylam wczoraj u lekarza. Zapisal mi jeszcze mocniejsze tabletki. Jestem bardzo odporna na psychotropy. Nawet marihuana na mnie nie dziala. Ponoc takich ludzi jest niecale 10% populacji. Zadna radosc, leki sa drogie. Dobrze sie po nich czuje zatem wole wydac wiecej pieniadzy i czuc sie normalnie. OIne daja mi komfort niemyslenia o wszystkich problemach i zmniejszaja stres. Jestem znacznie spokojniejsza i nie denerwuje sie. Jestem soba. Dobrze, ze zdecydowalam sie pojsc do psychiatry. Horror zeszlorocznych przezyc powoli znika. Powoli przyzwyczajam sie do nieobecnosci Doroty. Mam nadzieje, ze bedzie tak jak z Majka. Zapomne o bolu, strachu i wszystkich zlych przezyciach a pozostanie w mojej pamieci tylko jako wspomnienie. Szkoda....kocham ja i ciezko jest mi sie z nia rozstawac. Wiem, ze musze dla mojego spokoju. Dorota sie nie zmieni a ja bede nadal ulegac jej i znow cos sie stanie. Nie, nie moge do tego dopuscic. Jest jeszcze Agata i chocby dla niej musze zyc. Nie wiem czy ona tego chce. Zauwazylam ostatnio pewne ochlodzenie stosunkow z Dorota. Nie wiem co sie dzieje, nie pytam, ale widze, ze jest cos nie tak. Przez te pol roku, pomijajac kontakty majace na celu knowanie przeciwko mnie, bylo malo kontaktow rodzinnych. Jeszcze czas jakis drazyla Agate teraz widze, ze nie dzwoni, ze nie ma Agata ani Grzesiek zbyt czestych kontakow Raz syn byl u Doroty 2 dnia. Raz na pol roku?? Czyzby nie za malo???? Tak bardzo niby kocha rodzine.....tak kocha gdy trzeba wszystko postawic przeciwko mnie wowczas mozna sie posaluzyc rodzenstwem. Paskudna to cecha mojej corki ale taka niestety jest. Teraz nie potrzebuje Agaty ani leniwego i bardzo glupiego Grzeska wiec kontakty sie urywaja. Zobaczymy czy Agata bedzie chciala jechac do Doroty w lecie. Najpierw chodzila za mna i prosila o pozwolenie na wyjazd teraz w ogole o tym nie wspomina. Mowi o roznych wyjazdach tylko nie o tym do siostry. Cos sie stalo . Kiedys pewnie sie o tym dowiem. Wracajac do mojego syna. Pamietajcie kochani rodezice, jakie dziecko jest bedac malym takie pozostanie bedac duzym. Taka jest prawda. Syn byl nieudacznym dzieckiem, niesamodzielnym, bez pomyslunku, byl troche autystycznym oczywiscie nie w znaczeniu psychiatrycznym. Nie wiem czy jest w stanie kochac, mysle teraz, ze nie potrafi. Jest samolubem od malego dziecka, jest nieudacznikiem zyciowym, bez ambicji i baaaaardzo zadufanym w siebie do tego chlopski filozof a lenistwo jest wieksze niz samo znaczenie slowa. Nie potrafie go zrozumiec. Wydaje mu sie, jak kazdemu gowniarzowi, ze jest dorosly a jest nadal dzieckiem dotego niepelmnosprawnym intelektualnie. Tak, taki jest moj syn. Przykro mi to przyznac ale tak jest. Majka i Dorota, obojetnie jaki maja charakter, sa zaradne i sprytne, Grzegorz jest jelopem na poziomie 14 latka i b oje sie, ze nie dorosnie i taki zoptanie, Chyba ze tak dlugo sie rozwija....tez tak moze byc. Czekam na jego dorosniecie i czekam juz 24 rok i nie moge sie doczekac. Moze jak bedzie miec lat 30 to moze wowczas dorosnie????? Wczoraj przeczytalam opis na gg Grzeska " che miec dziecko". Wprawilo mnie to w wielkie oslupienie , jak dziecko moze miec dziecko, jak on sobie to wyobraza!!!!!! To chore co on wyprawia a jeszcze gorsze jesto to co mowi. Przeciez Agata przerosla go w rozwoju umyslowym i w elokwencji. Pamietam jak w Lodzi byl wzywany w mojej sprawie na przesluchanie to smial sie jak male dziecko i robil sobie zarty 10 latka. Bylam przerazona no i niestety do dzisiaj sie nie zmienil. Nadal nie jest w stanie pojac powagi sytuacji ani tez poniesc odpowiedzialnosci. Jest jakis dziwny. Juz sie nawet nie boje o niego, ja jestem przerazona co bedzie dalej.On widac wcale sie tym nie przejmuje. Robi co chce, w koncu jest dorosly, nie doklada sie do zycia choc korzysta ze wszystkiego w domu, nie pomaga w utrzymaniu ogrodu, mioptla czy mop sa mu zupelnie obce. Chyba nigdy sie z nimi nie spotkal. Za to jego pokoj wyglada jak pobojowisko ze smietniskiem razem wziete. A moj synus siedzi sobie przy komputerze i strzela. Dorosly c zlowiek. Jednak go kocham.Nie wiem po kim odziedziczyl charakter. Jego ojciec gdyby nie byl alkoholikiem bylby wspanialym czlowiekiem. Wszystko umial zrobic, byl bardzo pomyslowy i chetny do pracy. Byl przy tym bardzo inteligentnym czlowiekiem nie byl durniem (pomijajac alkohol) jak moj syn. Tomek, potrafil wszystko , od malowania obrazu do wybudowania domu. Alkohol, od najmlodszych lat, niszczyl go i to byl jego jedyny problem, ktorego do dzisiaj nie pokonal. Nawet jako alkoholik prowadzil duze budowy i dawal sobie z nimi rade, oczywiscie do czasu az zaczely przytrafiac sie delirki i jego umysl calkowicie pograzyl sie w alkoholu. Moi tesciowie byli leniwymi ludzmi, tesciowa lezala tylko w lozku i udawala chora a tesc aby tylko miecc pelny zoloadek, niczego wiecej nie potrzebowal. Oczywiscie obowiazkowo kosciol. Tesciowa z lenistwa ogladala msze w telewizji lezac w lozku, tesc biegal do kosciola. Juz wiem po kim Grzesiek odziedziczyl charakter, olsnienie !!!!! Po siostrze ojca. Ona byla cvhlopskim filozofem, byla niregrzeczna i leniwa, zpelnie bez wyobrazni. To jest bardzo glupi czowiek, tak to charakter Madzi. Paskudna persona. Nigdy do niczego nie doszla, palila jak parowoz, bezwzglerdnie religijna i zupelnie nietolernacyjna jak moj syn. Straszne odkrycie!!!!!Natomiast moi rodzice byli bardzo pracowici i niereligijni. Mozna powiedziec, ze matka umarla bedac w pracy a ojciec dopoki sie nie zalamal, pracowal jak szalony jezdzac w delegacje w kabinie ciezarowki. Remontowal mieszkanie, budowal razem z matka drugie mieszkanie. Cale zycie pracowali. Oboje zmarli na raka, oboje dymili jak kominy. Dorota nazwala ich alkoholikami. Ona nie zna alkoholozmu, nie wie co to jest. Owszem oboje pijali alkohol, matka kilka lat przed smiercia pila go wiecej, moze troche za duzo ale na pewno nie byli alkoholikami. Alkoholiczkja jest moja siostra, zniszczyla wszystko co miala, matka wielokrotnie remontowala jej mieszkanie, ktore wybudowala oczywiscie z ojcem, po pijackich ekscesach mojej siostry. Przepijala wszystko co miala i okradala matke wraz ze swoim synem. To jest alkoholizm. Matka pila koniak zamiast wziac relanium. Taki byl jej cel zapomniec choc na chwile to co sie dzieje wokol niej. A dzialo sie okrutnie. Moja siostra nie dosc, ze okradala matke to jeszcze robila jej karczemne awantury, tak, ze caly Biskupin ja slyszal, napadala na matake i biola ja, nawet maly jej syn potrafil lac babke razem ze swoja matka. Nie zazdroszcze mojej matce. To co miala to bylo pieklo i ona nie chciala z niego wyjsc. Pograzala sie coraz bardziej i bardziej.....az umarla znerwicowana w glebokiej depresji a moja siostra rzadzi dalej. Nie utrzymuje z nia kontaktow juz od kilkunastu lat. Kiedys probowalam jej pomoc ale jej determinacja w piciu alkokolu byla wieksza niz sobie to wyobrazalam i takze mnie wyrolowala :) okradajac z pieniedzy towaru i czego sie dalo., Moja glupota nie znala granic gdyz zatrudnilam moja siostre w swojej firmie ufajac, ze jej pomoge a ona przypilnuje wszystkiego gdy mnie nie bedzie na miejscu. Jakaz bylam naiwna. Ja to beznadziejny przypadek naiwnego zaufania do ludzi, do rodziny do dzieci. Zawsze ale to zawsze dostawalam "po dupie" za taki sposob postepowania. Teraz wiem, ze nie wolno nikomu ufac, ze nalezy z wielka ostroznoscia podchodzic do wszystkich by nie zostac oszukanym, by nie zostac mocno zranionym, wdeptanym w ziemie. Przykre ale prawdziwe. Tak nauczyli mnie moi rodzice, partnerz i niestety dzieci. Te ostatnie zranily mnie najbardziej. Ufalam im bezgranicznie, kochalam cala soba, one przyslonily mi swiat. Zawsze najpierw byly dzieci potem reszta. Walczylam z calym swiatem o nie i, dla nich. I co mam z tego??? ze podaly mnie do sadu, ze okradly mnie ze wszyskiego, ze odarly mnie z godnosci???? Czas mija a ja nadal nie moge w to uwierzyc. Nie wolno tak kochac, nie wolno tak ufac, nie wolno byc tolerancyjnymn wobec innych.
Ja zaplacilam za to najwyzsza cene, sama soba.